poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Jaśko odnalazł radość w życiu!


Tak twierdzi Mama Janka. Cóż, prawda jest taka, że uśmiech pojawia się najczęściej wtedy gdy Janek puści sobie bączka.

Numer startowy 453

No cóż, w trzy tygodnie przed startem w Berlinie, przyszło mi sprawdzić stan mojego przygotowania fizycznego. Wybrałem się więc do Szczecina i wziąłem tam udział w Jubileuszowym bo 30 wydaniu Półmaratonu Gryfa. Plan na bieg był prosty "ile się da" poniżej 100 minut. Wyjechałem z Berlina o 7 rano, a na 9 bylem w na stadionie im. Wiesława Maniaka. Swoją drogą z takim nazwiskiem i lwowskim pochodzeniem trzeba było mu zostać sprinterem - 10,1s na 100m - rekord Polski przez 19 lat. Już o 9.30 miałem numer startowy. Tym razem cyfry ułożyły mi się trochę nie po kolei w 453, ale o ich ukrytym znaczeniu poważnie pomyślałem dopiero po skończeniu biegu. Pierwsze dziesięć kilometrów trzymałem się za dziewczyna ze Szczecińskiego Klubu Maratończyka. Taką taktykę doradził mi Godfryd. Mówił, wybierz kobietę bo biegają równo, mniej niż mężczyźni dają się ponieść emocjom. Tak było, niemal cały czas miałem ją w zasięgu wzroku okazało się, że była regularnie 0,5 sekundy na km szybsza ode mnie. ale wracając do mojego biegu. Wszystko szło dobrze , żele do jedzenia, woda do picia, motywacja i siła w głowie, ale nóżki jakby nie w szczycie swoich możliwości. Dopiero na siedemnastym kilometrze zacząłem czuć mięsień brzuchaty łydki. Przez cztery kilometry było go czuć. I dziś tez go czuje, ale dzisiaj już w obu kończynach. I tak właśnie mijam dwudziesty kilometr, a ponieważ trasa to dwie pętle, więc wiem ile i jakiej drogi mi zostało. Biegnę już równo 90 minut, jest szansa żeby pękło 95 minut myślę, ale trzeba przyśpieszyć, zaczynam stękać. Cóż to za długi kilometr, wbiegam na stadion i widzę, że trzeba jeszcze jedno okrążenie zrobić, całe 400 metrów. Jest równo 93 minuty, przyśpieszam i wyprzedzam jeszcze ze trzech gości po drodze i przekraczam metę. Na kilka metrów przed metą na ekranie zegara wyświetla się czas brutto 1:34:48. Dziś kiedy mam już oficjanle wyniki wiem że ostateczny czas netto to właśnie 94m48s , natomiast czas brutto jest równy 94m53s. Tak więc numer startowy się w jakiś sposób zrealizował. Nieprawdaż?


A teraz trochę innej matematyki, panie Kosma. W tamtym roku w Skarżysku w półmaratonie miałem 110 minut, w warszawie maraton pokonałem w czasie 238,4 minut (znów cyfra). Przelicznik półmaratonu do maratonu wynosił 2,167. Jeśli pomnożyć czas ze Szczecina to na Berlin wychodzi mi 200,45 minut. A ja mówię że 200 pęknie. Jakem Opoka pęknie.

środa, 26 sierpnia 2009

Jedziemy na wycieczke bierzemy misia w teczke


Ostatniej niedzieli powtórzyliśmy wycieczkę do Zoo. Tym razem największym przebojem okazały się małpy. Dzieci rzucały im fistaszki, a te ku uciesze swoich małoletnich darczyńców prowadziły prawdziwy bój aby zdobyć ich jak najwięcej. Dziwne, ale gdy matka z mała małpka na brzuchu próbowała zawalczyć o orzeszka, inne osobniki nie dawały jej taryfy ulgowej. Ale z drugiej strony kiedy już jakaś małpa wzięła orzeszka w swoje łapki, łup był jej i żadna inna małpa nie odważyła się odbicia raz zdobytego fistaszka. Chyba z tego płynie jakaś nauka dla ludzi. Ale kto by się chciał uczyć od niższych rzędów. Na pewno nie inżynier!


Ponadto, patrząc na te same zwierzęta, udało mi się zaobserwować prawdopodobne źródło/pochodzenie wyrażenia "małpować". Otóż, jedna małpa idzie niespodziewanie naokoło do jakiegoś bliżej nie określonego celu(więc na pewno na około). Po chwili zwłoki, rzuca się za nią kolejny osobnik i idzie w tym samym kierunku, tym samym torem. Potem następny i następny. Ostatni nie rusza się w ogóle, bo albo nie chce być ostatni albo nie lubi pierwszej małpy (bo uważa ją za durnia). Tej lekcji już nie tak łatwo zanalizować, bo czy lepiej być wiernym sobie i być przez wszystkich uważanym za frajera, czy też wtopić się w tłum i zacząć małpować. Bo przecież nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zacznie ciebie małpować. Takie szczęście zdarza się nielicznym-brawo.

...kto pierwszy szedł przed siebie, kto pierwszy cel wyznaczył....

... choć można też założyć, że małpowany robi to co robi by być małpowanym. Uhh starczy tego, nastepnym razem skoncentruje się na innym gatunku.

Drzemka z Synkiem


Nic dodać...

Wodnik Szuwarek lub też Jancio Wodnik














Woda od samego początku sprawia Jaśkowi przyjemność. Nauczył się już, że gdy kończy się mycie na ręczniku, pojawia się Tata i zabiera go do wanienki, na chwile opłukiwania i zabawy. Kiedy się go podnosi, już wie że zaczyna się zabawa. Otwiera wtedy jakby szerzej oczy, troszkę się pręży, ale to zaraz po wodowaniu przechodzi. Będąc już w wannie jest tak rozluźniony, ze mama postanowiła go uczyć wykorzystania kończyn dolnych w żabce i crawlu. Podoba mu się! Z premedytacją zanurza lewe ucho w wodzie, robi to jednym gwałtownym obrotem głowy w najmniej oczekiwanej chwili. Kilkakrotnie osiągnął tak wysoki poziom relaksu, że się sfajdał do wody i musiała nastąpić natychmiastowa ewakuacja ze strefy skażonej na przewijak. Po kąpieli wycieranie i wyczekiwane karmienie.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Rodzą się ludzie

Prawie tydzień od ostatniej aktywności na blogu. Wydarzyło się co nieco. Ktoś tam został rodzicami (Gratulacje dla Pawła i Iwony), ktoś wybrał imiona dla swoich bliźniaków, ale o tym na razie sza. Wrócę do niedzieli. Janek wraz z rodzicami wybrał się na swój pierwszy spacer do Zoo. Cóż, niewiele zobaczył bo przespał prawie cały spacer. Natomiast zwierzęta jakby czuły, że w pobliżu jest ktoś fajny. Szczególnie pobudzone były pingwiny i słonie . Te ostatnie oganiając się od muszek posypywały sobie grzbiety piachem, a z daleka myślałem że polewają się wodą. No i zaczął się tydzień 7 , na tę chwilę mama czekała od dawna. Czytaj: "mogę chodzić na taniec," W tym tygodniu zaliczyła już 4 zajęcia. Lubię widzieć ten błysk w jej oczach. Bieganie idzie dobrze chociaż boli mnie trochę stopa. Jakby trochę kostki mi się przestawiają, ale żadnego bólu podczas biegania nie czuję. 30 sierpnia jadę do Szczecina na półmaraton, no i został miesiąc do berlińskiego maratonu - 40 tysięcy biegaczy.


wtorek, 11 sierpnia 2009

Untersuchung #3

Janek przeszedł z celującymi wynikami badania rozwojowe nr.3. W trakcie badań pani doktor Herta Berlin, zbadała odruchy kończyn (polega to na tym że, uciska się rękoma odpowiednie miejsca, takie jak pachwiny czy ścięgna i obserwuje reakcje malucha. Czy prostuje kończyny, czy się broni, czy nie sprawia mu to zbytniego bólu. Janek najpierw leżał na brzuszku, potem na jednym boku, na drugim. Potem został podniesiony pod pachami i zaczął sam dreptać nóżkami. Nawet pokazał pani sztuczkę z trzymaniem głowy na baczność (w czasie gdy Pani doktor podnosiła go za rączki do góry). Oczywiście, jak przystało na Polaka wśród niemieckiego narodu, pokazał równiez jak wygląda swieża ka-ka. A na koniec badań zasikał stetoskop. Generalnie został oceniony bardzo dobrze. Waży 4240gr, ma 55cm wzrostu i obwód głowy 36 cm. Wlasnie domaga się kąpieli, wiec trzeba konczyc. Jutro szczepienia!

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

3 sierpnia - to miał być ten dzień

Właśnie mija planowany dzień urodzin Janka (03.08). Tymczasem, Janek rośnie, wciąż dużo śpi i stale rośnie, już od 4 tygodni rośnie. Jego mamie zostało jeszcze "jakieś kilo" do zrzucenia. Jest jeszcze trochę innych szczegółów związanych z budową fizyczną mamy, które nie odbiegają zbytnio od normy. No w każdym razie nie bardzo, przynajmniej ja, tata, tego nie zauważyłem. Prawie cały miesiąc, jakby trochę więcej energii w nas obojgu, chyba trochę więcej szacunku dla czasu (ehe), bo przecież można zrobić to teraz i nawet na bieganie mam czas. w weekend zrobilem 34 km (jeszcze 49 dni do maratonu).
niech mu się śni rzeka mleka

NIedziela - juz całe cztery tygodnie


Weekend był bardzo ciepły i pomimo szczerych chęci nie udało nam się pójść na basen. W czasie krótkiego spaceru Janek oczywiście przyciął komara, szczerze mówiąc to on nawet wygląda jak jakis robaczek tylko mu przyczepić skrzydełka i fruu.